Archiwum 18 lipca 2003


lip 18 2003 Jeśli miłość...
Komentarze: 0
      Jeśli milość, to na cale życie. Na dobre i na zle i dopóki śmierć nas nie rozlączy. Jeżeli malżeństwo, to bez zakladania z góry, że prędzej czy później musi nastąpić rozstanie i bez sporządzania intercyzy. Po prostu tak, a nie inaczej, żeby świat mial chociaż troszkę sensu.

       Myślami jestem w Prowansji wśród pól lawędy i uroczych miasteczek - perelek zagubionych wśród gór. Najmilej wspominam Grimaud ze starym zamkiem i wiatrakiem. W myślach nazywam je "miasteczkiem kotów". Już po kilku minutach przebywania w nim poczulam, że to jedno z miejsc, w których chcialabym spędzić cale życie. Utrwalilam dzień z życia miasteczka, żeby nigdy o nim nie zapomnieć.

     

Pocztówka z Grimaud

      Dobrze odżywiony pręgowany kot ziewnął przeciągle. Pogardliwym spojrzeniem obrzucił grupę turystów uparcie fotografujących otoczenie. Nigdy nie mógł zrozumieć, co wprawia ich w taki zachwyt. Jemu osobiście już dawno znudziła się świszcząca w uszach cisza, stary wiatrak i fioletowe pole lawendy. Dziwił się bardzo poruszeniu, jakie wywoływał widok na przystań, nocą migocącą setkami świateł, oraz zamek stojący na pobliskim wzgórzu. Jego najskrytszym marzeniem, z którego by się nie zwierzył naprawdę nikomu, było zamieszkanie w wielkim mieście. “Ach, co to byłoby za życie...” – zamruczał rozmarzony. Tymczasem musiał zadowolić się tym, co miał. Poczekał, aż turyści oddalą się i niespiesznym krokiem ruszył w kierunku miasta.

      Rudego kocura ze snu wyrwał odgłos zbliżających się kroków. Kot przeciągnął się rozkosznie i wybiegł na brukowaną kamieniami ścieżkę. Jak zwykle postanowił potowarzyszyć grupie zwiedzających w wyprawie na wzgórze. Tym bardziej, że zmierzchało, a on szczególnie lubił oglądać ruiny zamku o tej porze. Uwielbiał patrzeć na jasno oświetloną wieżyczkę, a jego ulubionym zajęciem było wdrapywanie się na murek okalający ruiny i spoglądanie na rozpościerający się stamtąd widok. Czasem zasypiał i śnił, dopóki kolejni turyści nie pojawili się na wzgórzu...

      Ciche pomiaukiwania dwóch czarnych kotków doskonale komponowały się z odgłosami uliczki. Koty leżały na kostce i od jakiegoś czasu przekomarzały się. Temat przekomarzań właściwie nie miał znaczenia, gdyż zwykle w ten sposób pędził wieczorne godziny. Miały w zwyczaju spotykać się codziennie niedaleko kawiarni, w której przesiadywali ich właściciele. Tam, gdzie powietrze pachniało lawendą, francuskim winem i rozmaitymi pyszsnościami, którymi ludzie raczyli s woje podniebienia.

      Pomiaukiwania i pomruki ucichły tego dnia jak co dzień około drugiej w nocy, kiedy to wszystkie koty zwykle zasypiają, by po kilku godzinach rozpocząć nowy dzień...

iskiereczkara : :